Powróciliśmy. Przynajmniej fizycznie, bo z takimi faktami kłócić się nie da. Odwiedziliśmy jeszcze sąsiadów Słowaków, zorganizowaliśmy sobie zieloną noc i poranek pod sulowskimi skałkami i w doborowych humorach, skąpani w słońcu i błogości zaprzęgliśmy do ostatniej przejażdżki tego tripa naszego najdzielniejszego towarzysza podróży- kroka.

_DSC7468

_DSC7461  _DSC7455
Ledwo rzuciliśmy kamieniem i już znajdujemy się w Chochołowie, skąd na Bachledówkę mamy już tylko rzut beretem. Dobrze, że nasz przyjazd odbywa się właśnie_DSC7472 tutaj- w górach, bo chyba nie przeżylibyśmy takiego nagłego szoku i skoku w betony. Pytają się nas wszyscy jak się czujemy i co czujemy, jak po przyjeździe i co planujemy. A my tylko kręcimy się w kółko między krokodylem a domem w poszukiwaniu komfortowego kąta w którym będziemy mogli sobie spokojnie posiedzieć i pokontemplować. Chyba po prostu jeszcze nie wróciliśmy 🙂

Ochłonąwszy nieco, ale nie za bardzo, cieszymy się z wspólnie spędzonymi chwilami z naszymi ukochanymi najbliższymi. Gdyby nie oni nasz przyjazd najmniejszego sensu by nie miał. Opracowujemy więc niecny plan jak zabrać wszystkich ze sobą, żeby nie musieć więcej tęsknić, kiedy kolejny raz przyjdzie nam wyjechać. A może tak cygańskim taborem przez świat?

Stęsknieni za podróżniczym życiem w trzeci dzień po naszym powrocie do Polski, parkujemy naszym małym domem pod moim większym domem, dzięki czemu pierwszy raz od przyjazdu porządnie się wysypiamy. W końcu nasze miejsce to nasz van i naprawdę nigdy lepiej się nie czuliśmy. Tym samym dochodzimy do wniosku, że wymiana obecnych przyzwyczajeń na stare nie jest nam potrzebna, biorąc pod uwagę nasz poziom szczęścia i zdrowia przed i po podróży. Nie wypakowujemy więc z auta absolutnie nic poza rzeczami, które nie przydały nam się w ciągu roku podróży. Tak oto zostajemy vanliferami w naszym ojczystym kraju, przynajmniej na czas, kiedy pogoda dopisuje.

_DSC7507

Mija drugi tydzień od naszego przyjazdu, a czas jakby nagle przyspieszył i za pstryknięciem palca odmierzył 14 dni. Stop. Green Pace nie dematerializuje się od tak się z powodu zakończenia naszej rocznej podróży. Nie po to zakorzeniliśmy zielonotempne nawyki, żeby tak na raz z nich wychodzić. Nie dajemy się więc presji czasu i konwenansom, ba, pielęgnujemy w sobie wszystko to, w co uwierzyliśmy w ciągu ostatniego roku. Bo ta nasza zielona wędrówka to dopiero się zaczyna…

_DSC7604

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *