Ostatnie długie wakacje miały nie tylko zrekompensować nam rok wyrzeczeń i względnie średniej pogody, jak na polski klimat przystało. Miały służyć wyrównaniu pewnych bardzo istotnych kwestii, począwszy od wyrównania opalenizny tudzież jej nabycia od poziomu 0 (bo nie ma co się oszukiwać, na Podhalu prędzej nabawisz się odmrożeń niż oparzeń) poprzez nadgonienie z bickami, cyckami i innymi cielesnymi rewelacjami, skończywszy na kwestii absolutnie priorytetowej – pozostawieniu naszego czworokołowego przyjaciela tam, gdzie będzie mu zdecydowanie najlepiej – w słoneczku, nad morzem. Tak jest, krokodyl opuścił polską zimę i pozostał na cały zimowy sezon w Hiszpanii, gdzie ma zamiar służyć nam podczas krótkich acz częstych wypadów po wspin i pomarańcze.

  

Akurat kiedy u nas halny szalał jak opętany, my siedzieliśmy na progu naszej furgonety i w promieniach zachodzącego słońca spożywaliśmy złote napoje z przerwami na kalmary i inne jadalne białkonośne potrawy. Już nie wspominając o tym, co robiliśmy przez całe godziny przed byczeniem się na progu… 🙂 Witaj Chulillo!

  

Niby tylko 5 dni wakacji, a znowu czujemy się jak nowonarodzeni! I nie chodzi tu o wspinaczkę, czyli generalny cel naszych podróży. Chociaż gdyby nie ona, nie byłoby krokodyla, podróży i całej tej naszej bajki o byciu wolnym i szczęśliwym. Czyli jednak chodzi o wspinaczkę, ale nasze szczęście zbudowane jest też ze słońca, pogody ducha i niewielkiej, mobilnej przestrzeni, w której mamy absolutnie wszystko.

  

Chulilla jest bardzo wyjątkowym miejscem, o czym już wielokrotnie miałam okazję wspominać. Jest piękna, mieszkają w niej serdeczni ludzie, jest słoneczna, zielona, jej skały są soczyście pomarańczowe a niebo odbija kolor turkusowo-szmaragdowego jeziorka, schowanego pomiędzy skałami. Chulilla przyciąga jak magnes nie tylko nas. Dlatego spotykamy się tutaj z tak wieloma ludźmi. Z jednymi po raz pierwszy, a dla zliczenia spotkań z innymi niedługo nie starczy nam palców u rąk… 😀

 

Aaaaah! Andrzej upomniał mnie i nakazał dodać (i ma rację), że zima na Podhalu jest piękna. Ja się z tym zgadzam i faktycznie powinnam w tym miejscu skrobnąć kilka miłych słów na jej temat. W końcu będzie z nami aż do maja 🙂 Zima na Podhalu przez większośc czasu jest naprawdę wybitna, Tatry wyglądają jak małe Himalaje, a jeszcze w tym sezonie mieliśmy już kilka powder alertów, czyli zrobiło się nam tu małe tatraido. Nasze polskie sportowo-zimowe życie nigdy nie było fajniejsze i nie zamienilibyśmy go za nic w świecie! Trochę tylko czasem wieje i często sypie i łapki od odśnieżania auta kostnieją, no i po prostu długa ta zima… A w Hiszpanii jednak ciut cieplej jest… 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *