Poranne przeciąganie się pod kołdrą praktycznie z dnia na dzień zamieniło się w prędkie opuszczanie krokodylego poddasza. Chłód, który zwykł orzeźwiać nasze ciała i umysły w ramach przedśniadaniowego rozruchu, został wyparty przez naszego przyjaciela, bez którego obyć się nie możemy i za którym pojechaliśmy aż pod mauretańskie granice- Słońce. Toteż nasze spanie pod dachem z powrotem przypomina bardziej spanie niż przetrwanie. Poranki nareszcie służą joggingom, pompkom, diabełkom, jogom i stretchom, a wieczory już nie oznaczają ogrzewania postojowego i paniki, kiedy zachce się siku…

_DSC1847

_DSC1897  _DSC1952

Pieczemy się. I gdyby nie wiatr pewnie upieklibyśmy się jeszcze bardziej. Nasz ostatni miesiąc stoi pod znakiem ruchomych mas powietrza i nawet opuszczenie wiecznie-wietrznej Tarify nie zmieniło stanu rzeczy. Skóra skwierczy nam przy każdym wysiłku fizycznym. Wspinanie w słońcu znowu staje się sportem dla miłośników sauny i niepewnego tarcia. Nic bardziej nas nie cieszy! Mamy lato, pełną lampę i gęby pełne zadowolenia.

W ramach naszego wewnątrztripowego projektu relaksacyjnego postanowiliśmy spędzać nieco więcej czasu w miejscach, do których dobijamy. Doświadczenia z Maroko uczą nas, że jeżdżenie wzdłuż i wszerz jest w zasadzie bezcelowe i nie daje satysfakcji, no, chyba, że czyimś celem jest przejechanie jak największej ilości kilometrów… Opuściwszy Tarifę, kierujemy się do nadmorskiego Los Vados, miejsca sentymentalnego dla andrzejowej kariery wspinaczkowej. Tutaj bowiem, 8 lat temu, pada jego pierwsze 7b, przypieczętowując jego kilkuletnią walkę o magiczną cyfrę. Na miejscu spotykamy kolegów po fachu- podróżników ze Słowacji, z którymi już po raz czwarty w ciągu pół roku mamy przyjemność spędzić trochę czasu. Razem z Pavlem i Davidem zakładamy niewielkie obozowisko- nieopodal skał, w starym korycie rzeki, gdzie szum wielkich szuwarów nie raz umila nam wieczory przy ognisku, a czasami wprowadza w stanu niepokoju podczas wybitnie wietrznych nocy.

_DSC1858  _DSC1876

_DSC1764  _DSC1766

W obliczu pozytywnej prognozy pogodny i w nastroju do chwilowej odskoczni od los-vados’owych pejzaży, udaje nam się dobić do Granady na podejście numer dwa. Poprzednim razem, walcząc z wilgocią i deszczem, wykrzesaliśmy z naszego pobytu jedynie spacer po Sacromonte i z bólem serca opuszczaliśmy to najpiękniejsze miasto w Hiszpanii. Teraz do Granady przyjeżdżamy na zaproszenie koleżanki pół-cyganki*, zapoznanej w Chulilli. Tym razem parkujemy krokodyla w sercu starego miasta, u podnóża wspaniałej Alhambry, co w ciepły słoneczny poranek pozwala nam się totalnie cieszyć urokiem Granady.

_DSC1646  _DSC1642

_DSC1692  _DSC1683

_DSC1652  _DSC1629

A kiedy Amelia kończy dzień pod tytułem restaurowanie zabytków kultury arabskiej, jedziemy podładować na podmiejskiej skale. Miejsce jest na tyle wybitne i na tyle lokalne, że nie ma opcji na topo i na samotne poruszanie się w terenie. Takie skały trzeba szanować, mówi Hiszpan, no i dobra- odpowiadam, nie powiem nikomu. No to nie mówię, gdzie co i jak. Apeluję tylko, że wokół Granady wspinać się warto. Bo w rześki słoneczny dzień, kiedy wspinasz się w samym podkoszulku, a asekurant stoi na zielonej trawce, widok ośnieżonych pobliskich trzytysięczników robi na człowieku niesamowite wrażenie! Ale te ośnieżone szczyty to też często powoder gwałtownych spadków temperatury, co daje we znaki drugiego dnia w Granadzie.

_DSC1606  _DSC1616  _DSC1614

Nic więc, co będziemy tak stać i trząść się jak osiki, kiedy 60 km na południe, w Los Vados pogoda jest jak marzenie, wspinanie niczego sobie, a towarzysze Słowacy grzeją nam miejsce na kempingu. Miło nam tak razem w tych ciaciarachach, i w skałach, i na pysznym tapasku w pobliskiej Salobreni. I aż żal nam się ponownie rozstawać, ale takie są prawidła cygańskiego życia 🙂 Andrzej upewniwszy się, że jego moc dopisuje, wywspinuje to, co 8 lat temu było dla niego nierobialne, ja (standardowo) nie wywspinuję nic, ale za to przebiegam kilkadziesiąt przedśniadaniowych kilometrów, czyli też coś, co do tej pory było dla mnie poza psychofizycznym zasięgiem (czyt. lenistwo).

_DSC1768  _DSC1595

_DSC1597  _DSC1725

Nasz stan nasycenia przypieczętowuje tona tapas u najlepszego pod słońcem szefa kuchni i dwie tony czystego prania za sprawą wybitnej lavanderii. Wywspinani, najedzeni i czyściutcy możemy ruszyć dalej. A, że już nie trzeba szaleńczo podążać za słońcem, bo pogoda jest dobra w wielu miejscach, nieoczekiwanie mamy zagwozdkę…i po prostu nie wiemy gdzie jechać!

_DSC1795  _DSC1807

_DSC1950

 

*Pół-cygan – cygan, który nie do końca porzucił trudy systemowego życia. Półcygan mentalnie jest cyganem, idealnie odnajduje się wśród cyganerii, jednak ze względu na przynależność (najczęściej zarobkową) do niecygańskiego życia, nie może w pełni się poświęcić kultywowaniu wspaniałego życia w naturze.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *