Pierwszy raz do Selli zawitaliśmy kilka miesięcy temu, w ramach chwilowej odskoczni od Chulilli. Spędziliśmy tam raptem dzień, wspinając się w niezbyt atrakcyjnym sektorze oferującym połogie nie grzeszące urodą drogi. Taki stan rzeczy dość szybko wygonił nas stamtąd i skierował do nieodległej Gandii. Wówczas nikomu szczególnie nie polecaliśmy Selli, chwaląc ją jednak za bogactwo natury i dużo dobrego ducha krążącego po sosnowym lesie.

_DSC2689

Opuszczając Murcię, tym samym zmierzając powolutku, zielonym tempem w kierunku naszej ojczyzny, zatrzymaliśmy się w Selli bo tak nam po drodze wypadało…całe szczęście! Jak pogoda może odmienić postać rzeczy, ile energii i pozytywnych wrażeń przynosi ciepło i słońce! Magiczny las, nieziemskie widoki, wyrastające z koron sosen wielkie wapienne skały ukazujące swój nieskończony potencjał wspinaczkowy, najlepsze pod jasnym księżycem noce wśród szumu lasu i energetyzujące poranki w towarzystwie śpiewu ptaków i skradających się promieni słońca-oj, jak się cieszymy, że znowu możemy tutaj być!

_DSC2674  _DSC2668

_DSC2682  _DSC2606

_DSC2384

Połogi dalej są połogami i czy słońce czy deszcz, moja sympatia do nich zmianie nie ulega. Jakoś nie pałam zachwytem w obliczu potwornego bólu stóp. A może to po prostu jedna z tych bajek o kiepskiej baletnicy, bo nie tylko w Selli „buty mi nie stoją”… 🙂 Niemniej ratunek niesie przepiękny Wild Side- wspinaczkowy la crème de la crème. I mimo, że kilka dróg, na których wszyscy zwykli się rozgrzewać są dla mnie limitem możliwości, samo stanie i asekurowanie Andrzeja dawno nie przynosiło mi takiej radości. Zakaz wprowadzania psów i powszechnie panujący zwyczaj utrzymania ciszy (rzecz prosta-teren prywatny- chcecie się wspinać, zachowujcie się należycie w obliczu tej pięknej dzikiej natury) czyni to miejsce niemal mistycznym. Zmagający się z przewieszeniem i technicznymi problemami wspinacze wydają z siebie ciche ascetyczne odgłosy, a jak się dobrze przysłuchać można usłyszeć ich rytmiczny wdech-wydech nawet z 40 metrów. Ja oddalam się o dosłownie kilka metrów od skały i z zimnego cienia wchodzę do zacisznej krainy słońca, zieleni i specjalnie przygotowanej ławeczki dla obserwatorów wspinaczkowego widowiska na Wild Side.

_DSC2617  _DSC2622

_DSC2628

Kolejnego dnia biorę się do roboty i w ramach aklimatyzacji z wysokością i nierozstawania się z trzecim okiem, służę Andrzejowi i Karolinie w uwiecznianiu ich przejścia jednej z rozgrzewkowych dróg (dla zachowania etyki – 7b+ :))

_DSC2978  _DSC3103

_DSC3250  _DSC2788

Potem socjalizujemy się tak długo, jak tylko wino jest w stanie rozgrzać nasze ciała. A kiedy okazuje się, że na zewnątrz jest 3 stopnie, wszyscy dookoła grzecznie śpią, a u nas wina już nie ma, pakujemy się do krokodyla, odpalamy ogrzewanie i czekamy na pierwsze pobudkowe promienie słońca. Na szczęście te ostatnio nas nie zawodzą i przynoszą doprawdy cudowną świąteczną pogodę. Alleluja!

_DSC2582  _DSC2522  _DSC2600

A na Święta…gdzie indziej jak nie do naszego drugiego domu – Chulilli. Bo Święta mają być radosne, a tutaj akurat to jest pewniak 🙂

_DSC2593

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *