Z Arco w ojczyste strony zawsze wracaliśmy autostradą przez przełęcz Brenner i tak się do tego przyzwyczailiśmy, że musieliśmy samych siebie przekonywać, że tym razem na prawdę nigdzie się nam nie spieszy i przejazd przez Dolomity jest okazją do przeciągnięcia krokodyla przez takie przełęcze jakie jego reflektory jeszcze nie widziały. Nie on jedyny ma być w Dolomitach po raz pierwszy, mnie też jakoś nigdy wcześniej nie udało się dotrzeć w te strony.
Andrzej, wykwalifikowany planner i naczelny topograf naszego skromnego teamu, po wnikliwej analizie wszelkich map papierowych i wirtualnych, opracowuje kilkudniową wycieczkę wgłąb Dolomitów, nie szczędząc kilometrów w górę i dół, wzdłuż słynnych przełęczy, z widokiem na najpiękniejsze szczyty. A o piękno w Dolomitach, jak się szybko przekonuję, nie trudno- ba- ciężko tu nie zaciąć się na głębokim wzdychaniu w najszczerszych aktach zachwytu!
Na nasz niezwykły pobyt w Dolomitach złożyły się wszystkie możliwe czynniki- wspaniała pogoda, mały ruch turystyczny, czyściutkie drogi, bijące blaskiem ośnieżone szczyty trzytysięczników, sprawny samochód stawiający czoła nawet najcięższym podjazdom, dopisujące nam humory i kondycja, pozwalająca nam urwać się na przełaje u podnóża Tofany.
Na nocleg wybieramy piękną zieloną polankę w okolicach słynnej Marmolady, skąd o poranku wita nas widok monumentalnych szczytów spowitych mlecznobiałymi chmurkami, leniwie krążącymi wokół granitowych wierzchołków Dolomitów. Andrzej, niesiony falą pozytywnej górskiej energii, montuje dla nas stylową drewnianą ławeczkę. Dzięki temu pierwszy raz od czasu klęski naszych marketowych krzesełek mamy możliwość poić kawą przy akompaniamencie nieskazitelnego górskiego powietrza. Nabieram przekonania, że są to najpiękniejsze góry na Świecie. Przynajmniej dla mnie, w moim obecnym świecie.