Początek roku przywitał nas wyjątkowo wietrznie i deszczowo. _DSC9941Toteż planowane opuszczenie naszego drugiego domu- Chulilli przyszło nieco łatwiej niż zakładaliśmy. Pożegnaliśmy naszą zaprzyjaźnioną wioskę i, w nadziei na kawałek słońca i mniejsze zrywy powietrza, wyruszyliśmy do Andaluzji.

Andrzej, nadrzędny zwiadowca naszego skromnego teamu zgromadził całkiem obszerne info odnośnie must be i must climb w Andaluzji. Najpierw Jaen, potem Granada, następnie El Chorro, Tarifa, skąd dalej można już tylko do Afryki.

 

Jaen zaskoczył nas nie tylko wyśmienitym otoczeniem ale też bliskością skał. Wyobrażaliśmy sobie same gaje oliwne i wszechogarniającą suszę i pewnie nie mylilibyśmy się bardzo, gdyby nie pora roku, w której przyszło nam tu zawitać. Andaluzja zimą jest wybitnie piękna! Zielone wzgórza, masywy skalne oraz symetryczne, srebrzyście połyskujące drzewa oliwne wyciskają z nas wielkie wow. Jaen cały zatopiony jest w górzystych gajach oliwnych. A kilka kilometrów za miastem znajduje się śliczny spot do spędzenia kilku dni wspinaczkowych- Reguchillo. I pewnie zagrzalibyśmy tam więcej niż tylko dzień, gdyby nieustający deszcz, mgła i zatkane nosy… Krokodyl jedzie do Granady

_DSC9946

 

 

Podobno jest takie Hiszpańskie powiedzenie, że kto nie był w Granadzie, ten nic w Hiszpanii nie widział. My Hiszpanami nie jesteśmy i nie łatwo ulegamy podobnym naciskom, ale skoro już jesteśmy tak blisko… _DSC9962Granada to bardzo rozległe miasto. A deszcz leje dalej. Nie łamiemy więc zasady, że krokodylem do dużego miasta się nie pchamy, bo więcej w tym logistyki i obawy przed spakowaniem auta na lawetę (z doświadczeń w Walencji) niż rozrywki. Na szczęście Andrzej w swoim informatycznym portfolio posiada bazę podmiejskich kryjówek, zaciągniętą wprost od zaznajomionych włóczęgów aka vanlajferów. Tym razem mój mąż przerósł samego siebie. Doprowadził krokodyla do najbardziej niezwykłego miejsca do tej pory. Po ciemku wtarabaniliśmy się na wzgórze, tam przebrnęliśmy przez błoto i w prześladującym nas deszczu zaparkowaliśmy na samym czubku Sacromonte. Z okien przywitał nas zapierający dech w piersiach widok Alhambry- najwybitniejszego zabytku kultury arabskiej na terenie Europy. A w samym sercu góry czekały na nas inne atrakcje, które musieliśmy przełożyć na dzień następny. Deszcz lał niemiłosiernie. Wzgórze Sacromonte jest miejscem tak ciekawym, że zasługuje u mnie na osobny elaborat, z którym spieszę na dniach.

_DSC0014

Naszym następnym przystankiem, mimo wstępnej bliżej nieokreślonej niechęci, jest El Chorro – ponoć jedno z najpopularniejszych miejsc wspinaczkowych w Hiszpanii. El Chorro to przede wszystkim Caminito del Rey-ciągnący się wzdłuż strzelistych gór kanion, jeszcze do zeszłego roku miejsce dzikie i mało turystyczne. Remont ścieżki wzdłuż wąwozu napędził masę turystów, zabrał najlepszy w miasteczku parking i postawił na niepłatnej ścieżce strażników pieniędzy, którzy ochoczo zawracają wspinaczy chcących się dostać do najładniejszych sektorów wspinaczkowych. Poza tym dalej wieje, leje, a elektrownia szczytowo-pompowa zagłusza spokój nocy. Wyjeżdżamy i naszą niechęć definiujemy nieco mocniej. Z całym szacunkiem dla uroku El Chorro.

_DSC0021  _DSC0015

Ostatnią nutką nadziei na pogodę w Hiszpanii jest Tarifa – samiusieńki koniec lądu, który nie wiem dlaczego, został pominięty na lekcjach geografii, bowiem udało nam się minąć Giblartar i przejechać jeszcze kilka kilometrów zanim stał się bezkres wody i niemożność odróżnienia Morza Śródziemnomorskiego od Atlantyku. Prościej mówiąc- Tarifa to najdalej wysunięte na południe miejsce na kontynencie Europejskim. I nie wiem czy to bliskość Afryki, czy spełnienie naszych próśb do Matki Ziemi, ale chociaż na chwilę przestało padać i nastała jasność, trochę opalenizny i dużo uśmiechu na twarzy. Z resztą kto nie cieszyłby się z faktu, że kiedy bardzo głośno krzyknie, ktoś w Afryce może go usłyszeć?

_DSC0032  _DSC0173

_DSC0049

Tarifa to mekka miłośników wodnych szaleństw, przede wszystkim kitesurferów. Latem przybywa tu niezliczona liczba turystów i sportowców, żeby raczyć się ogromem plaż, sprzyjającymi wiatrami i bogatym życiem towarzyskim. Mogę sobie tylko wyobrazić dzień pod znakiem setek kolorowych latawców unoszących się nad cieśniną giblartarską oraz tętniące życiem wieczory- setki knajpek pękających w szwach od rozbawionych turystów. Teraz Tarifa jest znacznie spokojniejsza, chociaż i tak wzdłuż wybrzeża rozciąga się pochód kamperów i vanów przybyłych tutaj zakosztować tego wspaniałego klimatu w porze znacznie spokojniejszej i też znacznie ładniejszej, bo zielonej.

_DSC0140  _DSC0106

_DSC0077

Tutejsza fauna i flora wywołuje u nas wielki uśmiech na twarzy – _DSC0160mnóstwo zielonych wzgórz z porozrzucanymi wszędzie piaskowymi kamieniami oraz całe mnóstwo zwierząt swobodnie przemieszczających się po bezkresnych łąkach. A i nawet skałka się znalazła! Akurat wspinania tutaj najmniej się spodziewaliśmy. Jednak Andrzej wspina się na wyżyny informacji wspinaczkowej i lokalizuje przepiękny piaskowiec, który zaskakuje popękaną strukturą i jakością dróg. Szkoda tylko, że w ciągu jednego dnia udaje mu się wciągnąć onsightem jedyny słuszny sportowy sektor.

_DSC0150

_DSC0057

Cóż, nie ma rady, trzeba opuścić kontynent i szukać skałek w Afryce 🙂

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *