Rodellar gościł nas najlepiej jak potrafił, dał nam pogodę, dobre wspinanie, wybitne towarzystwo i kupę pozytywnej energii. Ciężko nam się stąd ruszyć. Ale ciała podpowiadają nam, że pora na odpoczynek, że dwa miesiące wspinaczkowego napierania to okres po którym trzeba zresetować obolałe ciało i ociężały umysł, „wyzerować się” w towarzystwie morza, dzikiej plaży i książek. Dodatkową mobilizacją staje się wycieczka moich rodziców na Costa Brava i możliwość spędzenia z nimi kilka słonecznych chwil. Robimy więc ostatnie wstawki, nadrabiamy fotograficzne zaległości, żegnamy się z naszą najdroższą ekipą (a przynajmniej mówimy sobie „do miłego”, bo z większością zapewne jeszcze w tym roku gdzieś w świecie się spotkamy), odpalamy krokodylą furę i jedziemy…na wakacje! 🙂

Costa Brava. Betonowa dżungla dla turystów. Ciekawe zjawisko. W latach 50 i 60, kiedy w innych miejscach było paskudnie albo po prostu nie było nic, na Costa Brava ludzie jechali po moc doznań, sensorycznego odurzenia nadmorskim przepychem architektonicznym, dopieszczonym wykwintnym plażowaniem. W dzisiejszych czasach Costa Brava uderza raczej w zmysł estetyczny, chyba nawet ten najmniej wrażliwy, precyzyjnie rejestrując wszechobecny bajzel, przestarzałą architekturę i dzikie tłumy okupujące knajpy i bary, z pewnością pamiętające czasy Generała Franco… .

My, na nasze szczęście, odkładamy estetykę w kąt i raczymy się wspólnymi chwilami spędzonymi w towarzystwie rodziców. Na przekór naszym poglądom o (nie)urokliwości wakacyjnego spotu mamy i taty, rodzice prowadzą nas na piękną, niezaludnioną plażę, gdzie grzejemy się na ciepłym piasku, pod intensywnymi promieniami słońca. Żeby przyjemności było mało, zajadamy się całkiem niezłym hotelowym posiłkiem i chwalimy dzień bez zmywania naczyń!

Lloret1  Lloret2   Lloret3

Żądni dzikich plaż i redukcji turystów oraz samochodowych złodziei, przemieszczamy się na południe, w okolice Tarragony, gdzie beton zaczyna rzednąć, wybrzeże staje się coraz dziksze, coraz ładniejsze, a znakomita część plaż oblegana jest przez dyskryminatorów wszelkich plażowych tekstyliów. Tutaj bez problemów odnajdujemy miejsce idealne do wypoczywania. Krokodyla ustawiamy 10 metrów od plaży, przy lesie, nieopodal prysznica i koszy na śmieci. Mamy tu absolutnie wszystko, łącznie z cudownymi widokami i kojącym szumem morskich fal.

Hospitalet3  PlazaCambrils

I tak zaczyna się prawdziwy rest. Poranne rozciąganie, leniwe śniadanie i codzienny jogging przy plaży. Potem zimny nadmorski prysznic, ponowne gotowanie, mała drzemka i duuużo czasu na czytanie/pisanie/fotografowanie/szachy/ tudzież po prostu nic-nie-robienie. Zmęczone wspinaczką ramiona i plecy powoli dochodzą do siebie jednocześnie otwierając w umyśle szufladkę odpowiedzialną za wspinaczkową motywację. Znowu zaczyna nam się chcieć i w zasadzie nie możemy doczekać się Margalefu i Siurany- dwóch kolejnych spotów przewidzianych na następne tygodnie ładowania. Wytrzymujemy 8 dni i 7 nocy, a deadline wyznacza nam Goma Sport w Cornudelli, które przyjęło jeszcze przed restem nasze wszystkie zniszczone buty wspinaczkowe i obiecało naprawić je w ciągu tych 8 dni.

Andrzej_Hospital2   MoskitCzyta

Hospitalet4   BurgeryNaPlazy   MoskitCwiczy

Naturalnie odbieramy buty najszybciej jak się da i pędzimy do Margalefu, do dziurek, do bolących paluszków u stóp i nóg, ciekawi jak ten aktywny rest przełoży się na wspinaczkową moc…

Hospitalet2

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *