Z Ceuse do Rodellar jest daleko. Za daleko, myślimy sobie ostatniej nocy w Ceuse. Chcemy bardzo do Verdon, chcemy też nad morze, ja chcę do Avingnon. I wszystko to trochę jakby rozrzucone po francuskiej mapie, nienadające się też do krótkotrwałego pomacania i rychłego pożegnania, wszystko trzeba ze spokojem podotykać, pooddychać, powspinać. A w Rodellarze pogoda czekać nie będzie, woda w kanionie stygnie i wyparowuje, koledzy już od dwóch dni tu napierają i piszą, że jest wspaniale. Nasz jedyny problem- chcemy zobaczyć wszystko, a czasu jakby… mało? 🙂

Ceuse na (nie)szczęście się zaniosło i rozpadało, totalnie zaciaprało na niebie i w glebie, ochłodziło i tak już niską temperaturę i ostudziło apetyty na wyzwania wspinaczkowe. Dało znać, że już czas zawijać bolące tyłki i dać wyżyć się bicepsom w innej krainie. Na domiar tego, ostatni dzień wspinaczki uświadamia nam poziom eksploatacji naszych organizmów i brutalnie zrzuca nas z wszelkich trudności i łatwości skalnych. Bez namysłu opuszczamy obóz sportowy Ceuse i wyruszamy w kierunku Hiszpanii.

Wąwóz Tarn- to tutaj zatrzymujemy się, żeby się zregenerować, powspinać w innej formacji, zobaczyć więcej Francji i po prostu chwilę tu pobyć. Nie oczekujemy zbyt wiele, bo Tarnem nie interesowaliśmy się szczególnie planując podróż. Aż tu nagle…Już sama droga wiodąca nas tutaj nie pozwala oderwać oczu i pojękiwać z zachwytu. Cały, ale to cały odcinek pomiędzy Gap a Millau (dwoma większymi miejscowościami) to niekończące się wąwozy, góry i pagórki, średniowieczne miasteczka z kamienia, zamki wbudowane w skały, rzeki wijące się podnóżami wąwozów, przyjemnie kręte drogi z wykutymi w skałach tunelami i te widoki- za każdą górą inny!

5  6

Początek- jak zawsze- nie należy do najłatwiejszych, a to zawsze za sprawą logistyki, którą trzeba wpierw ogarnąć, żeby móc potem odpoczywać. Podstawy takie jak źródło wody pitnej i niepitnej, kosz na śmieci, toaleta tudzież miejsce, gdzie można załatwić pierwotne potrzeby oraz- co najistotniejsze- gdzie zaparkować, żeby było dobrze, żeby nie za głośno, nie za bardzo nielegalnie, nie krzywo, nie daleko od wody i najlepiej blisko w skały. Ogarniamy się szybko za sprawą wyczytanych przez Andrzeja wskazówek odnośnie kempowania na dziko. Przez chwilę rozważamy opcję kempingu, że niby socjal, prysznic, prąd i możliwość oprania się. Kawa na ławę- dawaj Pan cenę- 28 euro-oh no, merci, au revoir. Na parkingu też socjal, bo zawsze ktoś tu jest, kto przyjdzie i podzieli się swoimi historiami, kąpiemy się w rzece, prądu jednak nie potrzebujemy, a pranie robimy drogą energooszczędną- rzeka, zakasane rękawy i nogawki i dobry trening rąk.

3  7

 

4

Tarn to bajka. Wspinaczka tutaj jest wyśmienita – bardzo przyjemny wapień oferujący wspinanie po klamach, dziurach, dziurkach, technicznych pionach, przewieszonych funowych drogach w skali 5b w górę. Odpoczywamy tutaj od Ceusowego zapierdzielu bowiem podejście pod skałkę zajmuje góra 15 minut, co jest niczym w porównaniu do codziennego pokonywania 450metrów przewyższenia!

I znowu zostajemy dłużej niż zakładaliśmy, w końcu mamy trochę czasu do rozdysponowania… Poznajemy nowych ludzi, dostajemy nowe rekomendacje odnośnie hiszpańskich regionów wspinaczkowych i powoli szykujemy się na spotkanie z Espanią. Kończą się nam małe butelki gazowe, a palnik do naszej polskiej dużej butli czeka w Rodellarze, gdzie uprzejmi poznańscy koledzy już tam czekają, nie tylko z palnikiem, ale też z duuużą dawką motywacji i napinki wspinaczkowej.

8

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *